O tym, jak rząd radzi sobie z inwestycjami drogowymi, a także o polityce informacyjnej państwa w tej dziedzinie rozmawia ze mną portal Stefczyk.info.
Stefczyk.info: Dzisiejsza „Rz” opisuje stan budowy polskich dróg i kolei. Prezentowane dane można podsumować jednym wyrazem: chaos. Jaka jest tego przyczyna?
– Przyczyn tego stanu rzeczy kilka. Przede wszystkim należy zadać pytanie o kompetencje osób przygotowujących oraz nadzorujących procesy inwestycyjne. A zaraz za tym pytaniem pojawia się to natury politycznej: jakie miejsce w hierarchii celów rządu i polityki państwa ma modernizacja infrastruktury transportowej kraju. Nie ulega wątpliwości, że nastąpiła potężna degradacja tych celów w polityce państwa – obserwujemy to od początku 2011 roku. Myślę, że jest to widoczne przede wszystkim w zmianach rządowego planu budowy dróg, który rząd premiera Donalda Tuska wprowadził w styczniu 2011 roku, znacząco ograniczając poziom wydatków i skracając listę inwestycji. Zresztą nawet przy tym skróconym planie, zakres inwestycji na połowę 2012 roku był bardzo mizerny w sferze drogowej, a inwestycjach kolejowych zasadnym jest pytanie, czy te inwestycje w ogóle się rozpoczęły, bowiem po 5 latach rządów zakontraktowane mamy zaledwie 39 procent środków. W każdym normalnym państwie minister transportu byłby zdymisjonowany. Powstaje też problem ukrywania pewnych informacji przez rząd.
– Mianowicie?
– Jest to praktyka niespotykana w Europie – nie dość, że został okrojony program inwestycji, to ukrywana jest skala pasywów, które zostały wygenerowane poza budżetem. A tam przeniesiono większość wydatków drogowych do krajowego funduszu drogowego, którego saldo pasywów wyniosło niespełna 44 mld złotych. Mieliśmy od 3 lat całkowitą blokadę informacyjną. Polska jest państwem, którego władze utajniają przed opinią publiczną zarówno saldo długu z tego funduszu, jak i realne oraz obiektywne dla ekspertów mierniki do oceny, czy jakikolwiek program drogowy jest realizowany. Wreszcie niebywałą rzeczą jest próba ukrycia przepływów finansowych w obszarze inwestycji autostradowych, tzw. koncesyjnych – kiedy nie tylko ujawnia się skalę dopłat do spółek autostradowych, która razem z odszkodowaniami wynosi 1,4 mld złotych, ale tutaj ukrywana jest nawet wielkość wpływów do KFD pobieranych od kierowców, czyli tzw. poboru manualnego. To jest rzecz, która kwalifikuje się nie tylko na ocenę polityczną, ale na coś więcej.
– Równolegle powstają raporty, które mają ocenić to, w jaki sposób wykorzystano organizację Euro 2012 do inwestycji w infrastrukturę. Jaka jest pana ocena?
– Dzięki Euro powstała pewna cezura kalendarzowa, którą można było w kontekście turnieju wykorzystać – próbować wygrać wyścig z czasem, co rządowi się nie udało i co przyznaje już nie tylko opozycja. Poza tym najgorzej sytuacja wygląda przy inwestycjach kolejowych – jesteśmy krajem, w którym padnie pytanie nie o skalę sukcesu, ale o skalę ograniczenia strat wynikającą z niewykorzystania środków.
– Czy jest szansa na poprawę sytuacji przynajmniej w najistotniejszych inwestycjach dla kraju?
– Myślę, że nawet przy tym rządzie nawet kontrakty menedżerskie nie pomogą w odniesieniu sukcesu, dlatego, że ekipa premiera Tuska powołuje na kluczowe miejsca w sferze inwestycyjnej, drogowej, a zwłaszcza kolejowej osoby, które nie miały nigdy z tym do czynienia. To jest po prostu pięknie gaszony pożar przy użyciu benzyny. Świetną puentą do omawianego tematu jest to, że Polska jest chyba jedynym w Europie, gdzie ściśle tajnym są dane z Krajowego Funduszu Drogowego przeznaczone na budowę przejść dla zwierząt i bramownic dla nietoperzy. Skoro nawet takie dane są utajnione, to jak rząd chce prowadzić transparentną politykę w tym zakresie?
Rozmawiał sv
[Fot. PAP/Jacek Turczyk]