Z posłem Jerzym Polaczkiem (PiS), członkiem sejmowej Komisji Infrastruktury, rozmawia Marcin Austyn z Naszego Dziennika
Minister Mikołaj Budzanowski przyniósł kandydaturę Sebastiana Mikosza, nowego prezesa PLL LOT, w teczce. Jak Pan to ocenia?
– Przede wszystkim taka sytuacja dla Rady Nadzorczej PLL LOT wydaje się kuriozalna z punktu widzenia powierzonego jej obowiązku przeprowadzenia postępowania konkursowego w tym zakresie. Tymczasem rozstrzygnięcie nastąpiło de facto poza boiskiem, w czasie gdy do gry w drugiej połowie rada dopuściła wyselekcjonowanych kandydatów. Cóż tu komentować? To osobista, ale i polityczna decyzja ministra skarbu, podjęta w świetle pohukiwań premiera Donalda Tuska na temat wspólnej przyszłości ministra Budzanowskiego i PLL LOT.
Mikosz miał już swoją szansę w PLL LOT. Sprawdził się na tyle, by powierzyć mu funkcję „prezesa na trudne czasy”?
– Przede wszystkim poza decyzją o wyborze pana Mikosza na prezesa PLL LOT nie wiemy nic więcej. Zatem można jedynie domniemywać, że do spółki mogą wrócić klimaty dawnych spięć społecznych.
To za prezesury Mikosza doszło do wyodrębnienia LOT AMS. Decyzja ta budziła wiele kontrowersji.
– Szczególnie że decyzje w sprawie wyodrębnienia tej spółki serwisowej nie przełożyły się w żaden sposób na przeniesienie „know-how” dotyczącego chociażby serwisowania Boeinga 787 Dreamliner, które realizowane jest za granicą. Uważam to za ewenement na skalę europejską. Szczególnie jeśli zestawimy ten fakt z pochwałami i deklaracjami władz państwowych oraz PLL LOT w zakresie przyjęcia – jako pierwszych w Europie – do floty narodowego przewoźnika dreamlinerów. Niezapewnienie sobie na rynku europejskim kompetencji w zakresie serwisu tych maszyn było błędem. Takie usługi mogłyby być realizowane na rzecz innych firm.
Budzanowski oczekuje od Mikosza współpracy z właścicielem i związkami zawodowymi. Te mają złe doświadczenia z prezesem, a w planach są kolejne zwolnienia. Będzie trudno?
– Zwolnienia są nieuniknione, bo przez ostanie dwa lata w spółce nawarzono sporo piwa. Sytuacja jest gorsza niż w 2009 roku, bo poprzedni zarząd PLL LOT z jednej strony miał lekką rękę do wydawania pieniędzy, a z drugiej konfliktował pracowników. Przypomnę tylko, że zapadł wyrok w sprawie karnej przeciwko b. prezesowi Marcinowi Pirógowi z tytułu bezprawnych działań związanych ze zwolnieniem pracowników spółki.
PLL LOT przejdą teraz na „ręczne sterowanie”?
– Wydaje się, że w świetle sposobu podjęcia decyzji personalnych komunikacja dotykająca istotnych kwestii przyszłości spółki będzie się odbywać bezpośrednio na linii minister skarbu – prezes PLL LOT, a głos rady nadzorczej nie będzie słyszalny.
Jeśli LOT czeka restrukturyzacja, zwolnienia, a Komisja Europejska krytykuje Polskę za udzielenie pomocy spółce, to może taka gorąca linia będzie potrzebna?
– Przede wszystkim opinia publiczna powinna usłyszeć od nowego prezesa oraz od ministra skarbu, jaki scenariusz uratowania firmy został wybrany i jakim odbędzie się to kosztem. Dodam tylko, że kilka dni temu, po miesięcznym kursie, do kraju powróciła grupa pilotów przeszkolonych do lotów na nowym typie samolotu Dreamliner i zdaje się, że na razie nie mają oni na czym latać. Nie wiadomo nawet, kiedy lotnicy usiądą za sterami 787, bo Federalny Zarząd Lotnictwa (FAA) bezterminowo wstrzymał eksploatację tych maszyn i dopiero odbywają się loty próbne. Do tego słyszeliśmy, że PLL LOT pozbywają się części dotychczas eksploatowanych maszyn. Sytuacja wydaje się dość nietypowa. Przypomnę tylko, że dreamlinery miały być tym kluczem do przyszłości spółki. Jestem ciekawy, w jaki sposób PLL LOT zabezpieczyły się na taki wypadek w kontrakcie z Boeingiem, bo nikt dziś o tej sprawie nie wspomina.