Dziennik Gazeta Prawna donosi, że GDDKiA może zapłacić dwa razy za projekt odcinka A1, bo niedoszły koncesjonariusz walczy o 144 miliony. Czyli za błędy urzędników zapłacą podatnicy. Ta sytuacja to nic innego, jak papierek lakmusowy politycznych i medialnych deklaracji rządu w zderzeniu z praktyką.
Dziś jesteśmy na takim etapie z budową autostrad, jakbyśmy cofnęli się o 7-8 lat. Przez ostatnie 3 lata Ministerstwo Transportu nie mogło rozstrzygnąć procedury przetargowej na kluczowy odcinek autostrady A1. Mam na myśli odcinek Tuszyn-Pyrzowice (odcinek między Tuszynem, a Strykowem został uruchomiony). Do tego dochodzi, to co jest podstawą każdej inwestycji, czyli prawidłowo przygotowany projekt budowlany. I tu mamy przykład ciężkiej porażki rządu. I nie można sprowadzać jej wyłącznie do zakładu pomiędzy byłym wiceministrem transportu, a dziennikarzem. Chodziło o to, że jeśli ta inwestycja nie zostanie ukończona do Euro 2012, to w ramach prywatnego zakładu z przedstawicielem mediów wiceminister przejedzie ten odcinek na rowerze. I tak się stało.
Z punktu widzenia ekonomicznego ten odcinek autostrady A1 jest jednym z najbardziej opłacalnych odcinków dla państwa. I tu mamy pytanie o to, czy inwestycje autostradowe mogą być w takim przypadku wydłużane w nieskończoność. Mówię o tym dlatego, że koszt dopłat, w tym roku, do prywatnych operatorów, w ramach tzw. „opłaty za dostępność” sięga prawie miliarda złotych. Państwo dopłaca do zysku gwarantowanego dla prywatnych podmiotów.
Z drugiej strony nie może podjąć decyzji na jednym z najbardziej kluczowych odcinków autostrady północ-południe, który warunkuje zakończenie budowy europejskiego szlaku w Polsce od Gdańska do granicy południowej z Czechami. Już wygenerowane projekty, choćby ten zakończony na Węgrzech, powodują lub za chwilę będą powodowały gigantyczne problemy ruchowe, np. w obrębie przejazdu przez Częstochowę. To jest rachunek, który będzie wystawiany kierowcom tirów i samochodów osobowych, które utkną w korkach, jadąc z Południa na Północ tym szlakiem.
Wracając do projektu budowlanego A1: rodzi się pytanie o to, jak mają się deklaracje GDDKiA ze stycznia i lutego 2010 roku, z których wynikało, iż projekt techniczny tego odcinka autostrady, który został złożony przez niedoszłego koncesjonariusza, będzie zweryfikowany w ciągu kilku tygodni i będą podjęte decyzje w zakresie kontynuowania procedury przetargowej na samą budowę. Tego dotyczyły deklaracje. Także tego, że ten odcinek będzie skończony w połowie tego roku. Nie dość, że budowa się nie rozpoczęła, to w dodatku utajniono w Planie Finansowym Krajowego Funduszu Drogowego na 2012 rok, że kwestia zapłaty za wykonaną pracę jest przedmiotem sporu, który zawisł w sądzie. Dowiadujemy się o tym przez przypadek, dzięki dociekliwości posłów opozycji i dziennikarzy.
Dzisiejsze zamieszanie wokół odcinka A1 to wynik tego, że GDDKiA przez niemal trzy lata nie była w stanie ustalić statusu dokumentacji z niedoszłym koncesjonariuszem. Na zwłoce cierpi ruch tranzytowy na osi Północ-Południe. A państwo nie umie zarobić pieniędzy na kluczowym odcinku autostrady w Polsce.
Jerzy Polaczek, były Minister Transportu