Z posłem Jerzym Polaczkiem (PiS), byłym ministrem transportu, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Zaraz po 10 kwietnia 2010 roku skierował Pan do premiera interpelację w sprawie wyjaśnienia niektórych aspektów i uwarunkowań związanych z katastrofą rządowego Tu-154M pod Smoleńskiem. Na odpowiedź czekał Pan cztery miesiące.
– Największe problemy w uzyskaniu stanowiska premiera Donalda Tuska ma się wtedy, kiedy zadaje się najbardziej elementarne pytania. W sprawie niektórych aspektów i uwarunkowań związanych z katastrofą smoleńską w aspekcie kwestii prawnych zwracałem się z interpelacją w czerwcu ubiegłego roku. Zadałem m.in. pytanie, czy Rada Ministrów miała w swojej agendzie po 10 kwietnia 2010 roku pu
kt, który dotyczył rekomendacji prawnych w zakresie udziału państwa polskiego w procesie dochodzenia do prawdy w kwestii dotyczącej największej współczesnej tragedii w historii polskiego lotnictwa cywilnego. Po czterech miesiącach otrzymałem krótką, zdawkową odpowiedź, która nie odnosiła się do postawionych przeze mnie pytań. Minister Jerzy Miller pisał w niej wymijająco, że rząd po katastrofie smoleńskiej „podjął energiczne działania”.
Pismo znalazło się od razu na stronie sejmowej?
– Nie, dopiero w pierwszym kwartale tego roku. W październiku 2010 roku ponowiłem te same pytania do premiera. Odpowiedź ministra Millera otrzymałem dopiero po miesiącu, jednak od tamtego czasu aż do drugiej połowy lipca ta odpowiedź „dziwnie” nie mogła znaleźć się na stronie Sejmu, gdzie zawsze przy danym nazwisku posła aktualizowana jest informacja o jego interpelacjach i uzyskanych na nie odpowiedziach. To jest pewien subtelny problem, na temat którego nie chcę się wypowiadać z uwagi na materię. Powiem tylko tyle, że zarówno pan minister Miller, jak i ja wiemy, o co chodzi. Dodam, że jestem parlamentarzystą, któremu premier do tej pory nie udzielił odpowiedzi na interpelację, która została skierowana do niego w 2008 roku.
Czego dotyczyła ta interpelacja?
– Realizacji zapowiedzi z exposé rządu dotyczących idei taniego państwa i ograniczenia biurokracji. Kilkakrotnie ta kwestia była podejmowana przez media w ostatnich tygodniach. Fakt ten wystawia świadectwo rządowi Donalda Tuska, któremu brak odpowiedzialności i analizy ryzyka, bo na problemy reaguje zawsze już po fakcie. Ekipa Tuska, co jest wielce symptomatyczne, uchyla się albo – jak przypuszczam – prowadzi nieformalne działania, które ograniczają dostęp do informacji publicznych w ważnych kwestiach szerszemu spektrum obywateli.
Marszałek Schetyna upublicznił odpowiedź ministra Millera z listopada 2010 r. dopiero teraz, i to po interwencji mec. Hambury.
– Jestem bardzo wdzięczny mecenasowi Stefanowi Hamburze za to, że publicznie zabrał głos w tej sprawie. Zresztą nie jestem wyjątkiem. Premier Tusk zapewnił posłów Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, którzy w styczniu zadawali mu pytania dotyczące katastrofy smoleńskiej, że uzyskają na piśmie odpowiedź na nie. Do tej pory, po upływie już pół roku, premier nie wywiązał się ze swojej obietnicy. Staram się używać języka parlamentarnego, natomiast gdyby nazwać rzeczy po imieniu, to należałoby mówić o tym i komentować to w sposób bardzo radykalny i dosadny. Takiej bowiem skali pogardy i bezczelności wobec obowiązkowych reguł, które wynikają również z norm konstytucyjnych, nie było w żadnej kadencji Sejmu. Nie można unikać publicznych odpowiedzi na najbardziej elementarne pytania, które wiążą się z odpowiedzialnością państwa za własnych obywateli i przede wszystkim z zapewnieniem bezpieczeństwa przedstawicielom władz tego państwa.
Dlaczego premier zwlekał?
– Według mnie, tutaj nie ma przypadku. Tak samo jak w braku reakcji na skierowane do premiera przeze mnie pytanie na temat jego zapowiedzi niezwłocznego skierowania skargi do Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego po skandalicznym raporcie gen. Anodiny. Na prostą odpowiedź czekałem sto dni. Okazało się, że ta ekipa dyletantów nawet nie uzgodniła z partnerem rosyjskim zastosowania procedury odwoławczej. Konwencja chicagowska wyłącza statki państwowe, mimo to została zastosowana. Trzeba było wówczas potwierdzić w pełnej rozciągłości procedurę odwoławczą dla tego rodzaju drogi, którą się – oczywiście w cudzysłowie – uzgodniło. Tak się nie stało. Mogę autorytatywnie powiedzieć, że minister Miller w uzgodnieniu z premierem Tuskiem przekazują ewidentnie nieprawdziwe informacje o działaniach, jakie były podejmowane po 10 kwietnia 2010 roku, mówiąc, że – cytuję – „we właściwych resortach w trybie pilnym przeprowadzono analizy trybu i procedurę postępowania w zaistniałych okolicznościach”. Nie znam bowiem żadnej analizy prawnej, która została sporządzona na potrzeby premiera, Rady Ministrów przez ministra infrastruktury, ministra obrony narodowej czy ministra spraw zagranicznych w pierwszych kilkunastu dniach po katastrofie. Jest to jawne naigrawanie się z faktów i wprowadzanie w błąd osób wypełniających mandat parlamentarny.
Jeśli to, co pisze rząd we własnych dokumentach, byłoby prawdą, powinny one stanowić załączniki do raportu Millera?
– Tak, i dlatego w tym raporcie ich nie będzie. Trzeba tu przypomnieć, że przez długi czas opinia publiczna nie wiedziała o dokumencie, w którym było pełnomocnictwo ministra obrony narodowej dla ówczesnego akredytowanego. Na marginesie, to pełnomocnictwo w ogóle nie spełnia jakichkolwiek kryteriów przypisanych nawet zastosowanej konwencji chicagowskiej. Za to rząd wprowadza w obieg informacje, które są w jawnej sprzeczności z obiektywnymi faktami.
Dlaczego?
– Rząd chce podtrzymywać medialnie informacje o tym, że w sprawie katastrofy smoleńskiej cokolwiek rzeczowego zrobił. Z drugiej strony po to, żeby grać w sposób cyniczny zarówno z opinią publiczną, jak i – co mówię z goryczą – z bliskimi ofiar katastrofy. Do znudzenia powtarzam, że praktyka międzynarodowa w cywilizowanych państwach daje najbliższym ofiar pierwszeństwo w dostępie do informacji dotyczącej śledztwa, zarówno tych bieżących, jak i finalnych. W ogóle nie wspominam już o tym, że samo powołanie komisji ministra Millera wykroczyło poza upoważnienie z ustawy Prawo lotnicze, poza artykuł 140. Fakt ten został w sposób pełny odzwierciedlony w stanowisku Biura Analiz Sejmowych w połowie ubiegłego roku, gdzie ocena rozporządzenia ministra obrony narodowej z 27 kwietnia 2010 roku jest miażdżąca dla tego trybu powołania komisji.
Czego konkretnie dotyczyły Pana pytania postawione w interpelacji?
– W sprawie dotyczącej katastrofy smoleńskiej wystąpiłem do premiera Tuska z kilkudziesięcioma interpelacjami, które punkt po punkcie analizowały i wnioskowały o odpowiedzi na różnego rodzaju systemowe zagadnienia. Powinny być one znane rządowi jeszcze przed katastrofą. Mowa tu o sprawach wewnętrznych lub związanych ze współpracą z Federacją Rosyjską. Myślę tu m.in. o kwestiach dotyczących przygotowania lotniska na wypadek zagrożenia czy kwestii pomocy prawnej. W paru przypadkach nawet na piśmie występowałem do marszałka Sejmu z uwagi na gigantyczne opóźnienia w odpowiedziach, których nigdy nie dostałem w terminie. Świadczy to o bezradności, niekompetencji i arogancji obecnego rządu. Nie znam przypadku w Europie czy nawet na świecie, w którym szef rządu w sprawie ważnej państwowej katastrofy lotniczej zapowiada jakieś działania na arenie międzynarodowej, które później nie są w ogóle podejmowane. Ile już miesięcy upłynęło od zapowiedzi publikacji raportu, przecież miało to nastąpić kilkanaście dni po raporcie rosyjskiego MAK. Założyłem się nawet, że rząd opublikuje ten raport, gdy duża część rodaków w Polsce będzie na wakacjach. Nie myliłem się. To jest groteska.
Zareaguje Pan na upublicznienie odpowiedzi?
– Nie. Te wystąpienia będą całościowo miały wartość w przyszłości, bo poruszają się po kwestiach prawnomiędzynarodowych czy takich, które mają związek bezpośrednio z zastosowaniem konkretnych przepisów czy norm w Polsce i Rosji, dotyczących zagadnień lotniczych. Jako ciekawostkę podam, że po zmianie ustawy w kwietniu 2010 roku, wyłączającej Prokuraturę Generalną z Ministerstwa Sprawiedliwości, doprowadzono do sytuacji, w której prokuratura odmawia parlamentarzystom udzielania odpowiedzi na zapytania kierowane pod ich adresem. Mało tego, prokuratura odmawia nawet ministrowi sprawiedliwości udzielenia odpowiedzi na pytania, które dotyczą kwestii tak banalnych, jak stan realizacji wniosków o pomoc prawną w relacjach między Polską i Rosją. To są rzeczy skandaliczne. Można powiedzieć, że to państwo tonie pod tym rządem.
Dziękuję za rozmowę.