Obszerny wywiad z posłem Jerzym Polaczkiem zamieszcza dzisiejszy Nasz Dziennik. Rozmowa dotyczy raportu MAK.
Z Jerzym Polaczkiem, ministrem transportu w rządzie PiS, rozmawia Anna Ambroziak
Polskie uwagi do raportu MAK z badania katastrofy smoleńskiej zostały załączone do dokumentu rosyjskiej komisji – oświadczył na wczorajszej konferencji prasowej MAK szef komisji technicznej Aleksiej Morozow. Jak wyjaśnił, takie załączenie nastąpiło na wniosek strony polskiej.
– MAK nie musiał tego deklarować. To jest z jego strony obowiązek prawny wynikający z zapisów konwencji chicagowskiej.
MAK powtórzył tezy z maja 2010 roku, czyli że bezpośrednie przyczyny katastrofy to kolejno: nieodejście mimo niekorzystnych warunków pogodowych, nieuwzględnienie komunikatów TAWS oraz presja na załogę. MAK przyznaje przy tym, że presja, której uległa załoga, spowodowana była też samą obecnością na pokładzie prezydenta i wysokich urzędników.
– Moim zdaniem, w tym konkretnym dniu i przy panujących wówczas warunkach atmosferycznych niezaprzeczalnie istnieje współodpowiedzialność służb rosyjskich za tę katastrofę. Dlatego że mimo tak bardzo niesprzyjających warunków atmosferycznych dla lotniska Siewiernyj wojskowa służba ruchu lotniczego nie zamknęła go dla lądowania samolotów. Przepisy rosyjskie w tym zakresie są jasne i mówią o tym, że w przypadku warunków poniżej pewnego minimum dla lądowania statków powietrznych służba ruchu lotniczego powinna odmówić lądowania. Co do argumentów komisji rosyjskiej dotyczących rzekomej winy załogi: na pewno załoga, podejmując decyzję o zejściu poniżej 100 metrów i nastawiając radiowysokościomierz na wysokości 60 metrów, wykroczyła poza warunki minimalne określone dla tego lotniska. Otwartym pytaniem pozostaje natomiast to, dlaczego to zrobiła. Trzeba wziąć pod uwagę nie tylko działania pilotów, ale też kontrolerów lotu ze smoleńskiej wieży. Powinni oni wziąć współodpowiedzialność za to, co się stało. Co do nacisków na załogę – nie wierzę w nie. W ocenie raportu, który został dziś zaprezentowany publicznie w Moskwie, należałoby wyjść z takim podstawowym wnioskiem, że został on przygotowany niezgodnie z wymogami obligatoryjnymi dla każdego państwa, które podpisało konwencję chicagowską. Ten dokument zawiera ewidentną wadę prawną, która została – można tu śmiało powiedzieć – wprowadzona świadomie.
Co Pan ma na myśli?
– Wszystko na to wskazuje, że do raportu nie dołączono jakichkolwiek dokumentów dotyczących kwestii istotnych dla wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy, a więc: oceny efektywności urządzeń nawigacyjnych, zapisów pracy radarów, dokumentacji fotograficznej pracy radarów, dokumentacji określającej procedury pracy osób z wieży (a przypominam, że są to osoby znajdujące się w rosyjskiej wojskowej służbie ruchu lotniczego), dokumentacji dotyczącej procedur określających warunki podejmowania przez nich decyzji. Ponadto strona rosyjska przyjęła argumentację, że był to międzynarodowy jednorazowy lot cywilny – czyli wykluczyła wojskowy status lotu, co jest faktem bezspornym. Gdyby przyjąć tego rodzaju rozumowanie, to za każdy lot międzynarodowy z głową państwa, który odbywa się na lotnisko spoza sieci AIP (czyli figuruje poza wykazem lotnisk cywilnych), odpowiada wyłącznie załoga samolotu, za to, czy ten lot zostanie doprowadzony do końca, czy też nie. To, moim zdaniem, teza absurdalna, która nie zakłada jakiejkolwiek współodpowiedzialności państwa gospodarza. Mamy tu do czynienia z największym międzynarodowym skandalem prawnokonwencyjnym w historii badania katastrof lotniczych lotnictwa państwowego.
MAK orzekł też, że samolot Tu-154M przed wylotem z Warszawy funkcjonował dobrze – przed zderzeniem z ziemią i uderzeniem w inne przeszkody nie było żadnych wybuchów – silniki i inne systemy działały prawidłowo. Generał Anodina mówiła też, że w chwili wylotu załoga nie miała informacji o faktycznej pogodzie w Smoleńsku ani zaktualizowanej informacji nawigacyjnej.
– Obowiązkiem prawnym wynikającym z konwencji z 1944 roku jest ocena źródeł katastrofy, zarówno tych bezpośrednich, jak i pośrednich. Takie poszukiwania zawsze rozpoczyna się od dociekań w zakresie stanu technicznego samolotu. Dlatego sądzę, że akurat do tej kwestii należy podchodzić spokojnie. Zakładam tu także, że samoloty startujące z delegacją rządową na pokładzie są dopuszczone do lotu po uprzednim ich sprawdzeniu pod kątem sprawnego działania wszystkich urządzeń. Zakładam też, że załoga miała wszystkie dane potrzebne do lądowania w Smoleńsku. Pytanie, jakie można by tu postawić, jest takie, czy nic złego, jeśli chodzi o stan techniczny maszyny, nie stało się w trakcie lotu.
MAK twierdzi, że strona rosyjska nie ponosi żadnej odpowiedzialności za katastrofę
– To argument, który tylko podpiera rosyjską wersję zawartą w zrzuceniu odpowiedzialności za katastrofę wyłącznie na załogę Tu-154. Dla mnie to informacja bardzo przykra, ale uważam, że to, co mówi MAK, stanowi tylko podpórkę dla wielu innych argumentów, jakie przedstawiła ta komisja na wczorajszej konferencji prasowej w Moskwie. Mówimy tu o MAK, który sam nie zważał na elementarne wymogi, których powinien dopełnić, prezentując wnioski i udostępniając stronie polskiej to, co jest obowiązkiem każdego państwa będącego sygnatariuszem konwencji z Chicago.
Tatiana Anodina, szefowa MAK, poinformowała, że śledztwo przeprowadzono – w oparciu o decyzję polskiego i rosyjskiego rządu – na podstawie konwencji chicagowskiej. Jej zdaniem, to jedyny dokument państwowy określający zakres prowadzenia śledztwa, odpowiedzialności państw i zasad publikacji raportu oraz uzasadnienia.
– Według mojej wiedzy, Rada Ministrów po 10 kwietnia podczas nadzwyczajnych posiedzeń rządu, które odbywały się po dniu katastrofy, nie miała jakiegokolwiek punktu, który dotyczyłby wyboru drogi prawnej, określonych procedur, które determinowałyby zakres prowadzonych działań zmierzających do wyjaśnienia przyczyn tej katastrofy. To niewątpliwie okoliczność obciążająca polskie państwo, ten brak stanowczości w dochodzeniu do ustalenia przyczyn w taki sposób, by robić to w formule wspólnej z Rosjanami.
Czyli z góry ustalono, że należy przyjąć konwencję z Chicago?
– Nie wiem, kto dokładnie to ustalił, wiem tylko, że ta sprawa nie stanęła na agendzie rządu po 10 kwietnia. Wybór drogi prawnej powinien być wspólną rekomendacją ministra obrony narodowej, który był właścicielem Tu-154M, ministra spraw zagranicznych i ministra infrastruktury jako ministra odpowiedzialnego za dział lotnictwa cywilnego. Tak się nie stało i teraz ponosimy tego skutki.
Międzynarodowy Komitet Lotniczy uwzględnił ok. 20-25 proc. polskich uwag do projektu raportu na temat katastrofy smoleńskiej. Uznał, że uwagi strony polskiej do projektu nie dotyczyły spraw technicznych, lecz odpowiedzialności i winy, a tym MAK się nie zajmuje.
– Nie przywiązywałbym zbyt wielkiej wagi do kwestii procentowych, ponieważ ani Morozow, ani Anodina nie odnieśli się do żadnej konkretnej kwestii, która była zawarta w polskich uwagach. A są one o tyle istotne, że odnoszą się do kwestii kluczowych, a więc stwierdzają m.in., iż załoga Tu-154M była błędnie informowana przez rosyjskich kontrolerów lotu o właściwym położeniu na kursie i ścieżce. W dokumencie podkreślono, że nie wszystkie rozmowy w kabinie pilotów udało się odczytać i nie rozstrzygnięto celu, w jakim dowódca Sił Powietrznych generał Andrzej Błasik znalazł się w kabinie. W uwagach stwierdzono też, że nie można się odnieść do informacji o obecności alkoholu we krwi gen. Błasika ze względu na „brak dokumentacji źródłowej”. Strona polska podkreśla też, że rosyjski kierownik strefy lądowania nie miał zbyt dużego doświadczenia w pracy, bo pełnił tę funkcję siedem razy w ciągu roku przed katastrofą, z czego tylko raz przy złej pogodzie. To wszystko sprowadza ten wniosek MAK bardziej do konkluzji redakcyjnych niż merytorycznych. Słuchając tej prezentacji, miałem wewnętrzne przekonanie, że jest to prezentacja rosyjskiej racji stanu, która wyklucza jakąkolwiek odpowiedzialność gospodarza, a cały problem sprowadza do dowolności podejmowania decyzji przez załogę rządowego samolotu. To raport prezentujący rosyjskie stanowisko państwowe, a nie stan faktyczny.
MAK uznał za bezprecedensowy fakt, iż strona rosyjska przekazała stronie polskiej nagrania czarnych skrzynek oraz transkrypcje rozmów załogi.
– To jakiś absurd. Same zapisy muszą być zgrane, przetłumaczone i przekazane stronie, której katastrofa dotyczy. Nie widzę w tym nic dziwnego.
Czy prokuratura Federacji Rosyjskiej jest zobligowana przez konwencję z 1944 roku oddać nam te dowody rzeczowe?
– Do tego obliguje ich konwencja z Chicago. Wrak samolotu, czarne skrzynki to są dowody należące do państwa polskiego. To teraz kwestia wyegzekwowania tego zapisu konwencji przez rząd premiera Tuska.
Dziękuję za rozmowę.