Odszkodowanie w przypadku każdej katastrofy jest kwestią delikatną. Tego oczywiście nie rozumie Donald Tusk próbując zakneblować usta rodzin ofiar pieniędzmi. Warto jednak w sposób poważny i kompetentny opisać podstawy prawne związane z zasadami ustalania odszkodowań dla rodzin pasażerów linii lotniczych. W niniejszym tekście przedstawię idee leżące u podłoża „Konwencji Warszawskiej” i jej modyfikacji znanej, jako „Konwencja Montrealska”.
Po I wojnie światowej nastąpił rozwój lotnictwa cywilnego. Z przewozów lotniczych korzystali tylko ludzie bogaci i ich śmierć pociągała za sobą wielkie odszkodowania wypłacane przez przewoźników. Odszkodowania musiały być uwzględniane w cenach biletów, co jeszcze bardziej ograniczało krąg pasażerów – do grupy jeszcze bogatszej. Nie występował efekt skali w przewozach, koszty przewoźników były wysokie.
Znaleziono rozwiązanie i w roku 1929 przyjęto w Warszawie międzynarodową konwencję obowiązującą właściwie do teraz, jedyną tak długo ważną!
Jej podstawowa idea jest prosta – przewoźnik uważany jest zawsze za winnego śmierci pasażera i bez procesu – „z automatu” wypłaca zryczałtowane odszkodowanie. Wynosiło ono pewną ustaloną dla całego ówczesnego świata, sumę wyrażoną we frankach Poincare – pamiętajmy o szalejącej wtedy inflacji. W zamian przewoźnik był wolny od dalszych roszczeń, spadkobiercom ofiar nie przysługiwały dalsze roszczenia.
Skutkiem przyjęcia Konwencji Warszawskiej był znaczny rozwój lotnictwa cywilnego wyrażony wzrostem liczby pasażerów i spadkiem cen biletów. Co ciekawe, wraz z postępem technicznym dotowano połączenia lotnicze. Przykład – bilet lotniczy z przedwojennego lotniska Katowice-Muchowiec do Skniłowa -Lwów, był dotowany przez państwo polskie na poziomie tysięcy przedwojennych złotych polskich! Ale lotnictwo cywilne traktowano, jako zaplecze armii. Międzynarodowe rozwiązania prawne przyjęte przed II wojną światową w Warszawie utrzymywały się przez dziesiątki lat.
Dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku, kiedy zamożność, zwłaszcza społeczeństw zachodnich wzrosła (i siła prawników korzystających z odszkodowań!), minimalny limit odszkodowań wzrósł do sumy około 100 tysięcy dolarów (wartość wyrażano już nie we frankach Poincare, ale w podobnych co do wartości jednostkach pieniężnych, istniejących tylko „na papierze” w tzw. SDR-ach (Special Derivation Rules). Bogate państwa należące do ICAO chciały zwiększenia limitu, ubogie chciały pozostawienia stanu dotychczasowego. Warto dzisiaj przypomnieć, iż proponowano wówczas, aby w rocznicę przyjęcia konwencji (z 1929r.), w roku 1999 w Warszawie odbyła się konferencja, na której przyjęto by „nową” Konwencję Warszawską. Niestety, Polska nie była już w stanie gościć tak wielkiej imprezy i negocjacje odbyły się w Montrealu, w wygodnej siedzibie ICAO.
Po zmianach limit „bez procesu” pozostał ten sam, czyli ok. 100 tys. dolarów – tj. ok. 350 tys. zł. Ale dodano to, co prawnicy lubią najbardziej – „zasadę”, iż gdy zginie pasażer linii lotniczych, to spadkobiercy mogą żądać wyższego odszkodowania – ale muszą w postępowaniu sądowym udowodnić, że winny był przewoźnik.
Odszkodowanie, w tym „ryczałtowe”, należy się za pasażera, niezależnie od liczby spadkobierców. Czyli ewentualne przyjęcie nieco niższej sumy „na spadkobiercę” i mnożenie jej przez np. liczbę dzieci może dać bardziej „socjalny” efekt, przy ogólnej sumie odszkodowania podobnej do tej wynikającej z Konwencji Montrealskiej.
Rygory systemu „warszawsko-montrealskiego” w przypadku katastrofy smoleńskiej nie mają pełnego zastosowania, ponieważ 36 SPLT nie jest przewoźnikiem (nie ma koncesji ani certyfikatu), samolot nie był w rejestrze cywilnych statków powietrznych (jest w rejestrze polskiego ministra obrony), a „pasażerowie” na pokładzie nie byli „przewożeni”, bo w myśl definicji zawartej w prawie lotniczym (naszym i międzynarodowym) przewóz występuje wyłącznie wtedy, gdy pasażerowie płacą. Delegacja państwowa z Prezydentem na czele udawała się z wizytą na uroczystości państwowe 70-tej rocznicy mordu katyńskiego.
Można więc przyjąć, że zasady Konwencji Montrealskiej mogą być wskazówką dla ustalenia poziomu odszkodowania (zadośćuczynienia), ale nie wiążą zarówno organizatora przewozów (36 SPLT), jak i rodziny tragicznie poszkodowanych. To działa w dwie strony – spadkobiercy mogą procesować się o odszkodowania zgodnie z zasadami ogólnymi, a organizator przewozu może odmówić jakiejkolwiek wypłaty bez wyroku sądu.
Jerzy Polaczek, Poseł na Sejm RP