Zapraszam do zapoznania się z artukułem opublikowanym w dzisiejszym „Naszym Dzienniku” pt.”MAKi dla Millera„. Myśl samodzielnie.
Gdyby umarli mogli mówić – ci, którzy w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej zamierzali oddać hołd w Lesie Katyńskim w kwietniu 2010 r. – powiedzieliby, że nie poznają państwa, które opublikowało własny raport. Przecież jego istotą miało być zgodne z prawem określenie przyczyn i okoliczności katastrofy, w której poniosła śmierć elita polityczna kraju z jego prezydentem na czele. Tymczasem raport okazał się dalszym ciągiem kompromitacji i porażek tego rządu.
Polska po raporcie komisji Jerzego Millera okazała się państwem półprawdy dla każdego, kto choć trochę rozumie podstawowe funkcje, jakie powinno ono pełnić wobec swoich obywateli. Nawet pobieżna analiza raportu komisji powołanej przez rząd Donalda Tuska każe widzieć w nim dokument będący finalnym produktem procesu zdejmowania odpowiedzialności konstytucyjnej z ekipy, której działania wytworzyły przesłanki do tragedii z 10 kwietnia 2010 roku.
Nie można również tego „urobku” nie zestawić z raportem rosyjskiego MAK – dokumentu, który przejdzie do historii badań wypadków lotniczych jako największy prawny międzynarodowy skandal w historii badania tego typu zdarzeń we współczesnym lotnictwie. Chcę również dodać, iż rząd, formułując konkluzje w tym dokumencie, wpisuje się w logikę zdarzeń będących ciągiem kompromitacji i porażek, których wspólnym mianownikiem jest nieudolność we wszystkim, co się działo już po 10 kwietnia 2010 roku.
Bez kluczowych dowodów
Rząd Donalda Tuska nawet nie próbował uzyskać na arenie międzynarodowej pomocy i wsparcia instytucji europejskich, odpowiedzialnych za wspólne bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej, nie wspominając o NATO czy też pomocy USA.
Jedną z najbardziej wstrząsających dla mnie „fotografii” pokazujących poziom myślenia rządu Donalda Tuska, zawartych w raporcie, jest jedna tylko rekomendacja adresowana do Federacji Rosyjskiej, w której komisja Millera postuluje „rozważyć możliwość uzupełnienia AIP FR i WNP (Zbiór informacji powietrznej Federacji Rosyjskiej i Wspólnoty Niepodległych Państw) o informacje określające sposób planowania i wykonywania lotów poza przestrzenią sklasyfikowaną, w tym procedurę pozyskiwania niezbędnych informacji”. Żadnych innych wniosków wobec Rosji raport nie postuluje. Pisze to w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej jego aktualny minister spraw wewnętrznych i administracji, któremu do chwili obecnej władze rosyjskie nie przekazały kluczowych dowodów rzeczowych z katastrofy (tzw. czarnych skrzynek i wraku samolotu), ale przede wszystkim nie udostępniły (bądź zafałszowały lub zniszczyły) podstawowych i obligatoryjnych w świetle prawa międzynarodowego dokumentów dotyczących przygotowania lotniska, oceny efektywności urządzeń nawigacyjnych czy też procedur normujących podział odpowiedzialności rosyjskich służb zarządzania przestrzenią powietrzną. Chodzi przecież o to, aby adekwatnie do wniosków wobec własnych instytucji mieć jakiekolwiek podstawy do zgodnego z prawem określenia odpowiedzialności tych, którzy prowadzili polskich pilotów „na kursie i na ścieżce”. To jest elementarz, od którego powinien zaczynać się proces analizowania tego, co się działo 10 kwietnia 2010 r. w rosyjskich służbach wojskowych w Moskwie i Smoleńsku. Polskie władze nigdy także nie wyegzekwowały odpowiedzi na jedną z elementarnych kwestii, która sprowadza się do precyzyjnej, szczegółowej informacji o tym, jak wyglądał faktyczny proces sprawowania w Rosji państwowego nadzoru i utrzymania „uprawnień” wszystkich służb lotniska w Smoleńsku w sytuacji, w której od połowy 2009 r. zostało ono zamknięte i stało się tzw. terenem „przygodnym”.
Retoryczne pytania
Czy rosyjski odpowiednik polskiego ministra obrony narodowej, minister Iwanow nie ponosi politycznej odpowiedzialności za to, co się stało z polską delegacją 10 kwietnia 2010 r. w trakcie tragicznej końcówki tego lotu? Czy standardem w Rosji jest procedowanie przy użyciu ogromnej ilości przekleństw rosyjskich służb wojskowych przyjmujących na lotniska prezydentów innych państw? Dlaczego w polskim raporcie nie zacytowno tego „profesjonalizmu” w pełni i w oryginale?
Nie chcę wdawać się w formułowanie licznych uwag, jakie można by mieć do płynącego z raportu przekazu, którym jest udowadnianie winy nieżyjącym, brak kluczowych dowodów i wyprowadzanie przy ich braku ostatecznych wniosków. Nie można też zapominać, iż w międzyczasie rząd awansował na nowe funkcje i nadał nowe stopnie tym, których – nie wymieniając z nazwiska – opisał anonimowo we własnym dokumencie! Chciałoby się powiedzieć, iż przypomina to pod pewnymi względami mechanizm quasi-państwowej omerty (zmowy milczenia) – a jednak przecież coś się działo w ciągu tych kilkunastu miesięcy.
Niektórzy naiwnie uważają, iż na podstawie tegoż raportu prokuratura wojskowa uzyska podstawy do określania odpowiedzialności karnej. Nic bardziej mylnego. Problemy prawne dopiero się zaczynają, gdyż w scenariuszu, który napisał rząd Donalda Tuska, a jest nim „smoleńska katastrofa prawna”, rolę polskiej prokuratury sprowadzono do biura tłumaczeń rosyjskich dokumentów śledczych, bez wpływu na czynności śledcze i formułowane wnioski. Minister Jerzy Miller na moją prośbę, by publicznie uzasadnił treść wniosku o nominację na wyższy stopień generalski Mariana Janickiego, odpowiedział, iż otrzymał on „awans za całokształt pracy na stanowisku szefa BOR-u”.
Naprawdę, gdyby umarli mogli mówić, nie poznaliby dzisiaj własnego państwa.